Koniec października, początek sezonu polowań zbiorowych. Wśród innych, w świadomości społecznej ta właśnie metoda polowania jest najbardziej rozpoznawalna.
Polowanie zbiorowe, to przede wszystkim spotkanie kolegów – pasjonatów. Chyba tylko chęcią spotkania po kilku miesiącach przerwy można wytłumaczyć fakt iż czternastu myśliwych z KŁ KULIK postanowiło stanąć na zbiórce w deszczowy, sobotni poranek.
Odprawa, odbyła się nietypowo. Schronieni przed deszczem łowcy i naganiacze wysłuchali prowadzącego polowanie Kamila Koziołka w remizie OSP w Kameli. Za oknem z coraz większym natężeniem w kałuże tłukły krople deszczu.
Myśliwy podczas polowania zbiorowego korzysta przede wszystkim ze zmysłu słuchu i wzroku. Każde najdrobniejsze trzaśnięcie gałązki, szelest krzewów, czy drgnienie liści, przemykający między drzewami cień – to alarm uruchamiający wzmożoną czujność.
Deszcz w lesie, to równomierny, głośny szum znacznie osłabiający możliwość usłyszenia przemykającego zwierza. Zimne strużki wody spływające z ronda kapelusza, wdzierające się za kołnierze, przesiąkające przez ubranie stanowią dodatkowe „atrakcje” rozpraszające rozstawionych myśliwych.
Przez miot porusza się niespiesznie pięciu naganiaczy, przed nimi zaś psy gończe. Na nich leją się prawdziwe kaskady wody z drzew, oraz penetrowanych zakrzaczeń i wysokich traw.
W takich warunkach przeprowadzone zostały trzy pędzenia, po czym uczestnicy udali się na dłuższą chwilkę wytchnienia pod wiatą, gdzie przy ognisku mogli się z grubsza osuszyć, posilić kiełbaskami i pożywną, gęsta grochówką. Ostanie pędzenie – miot pocieszenia – zakończyło polowanie.
Zbiórka, tradycyjny pokot, na którym ułożono łanię i lisa, ogłoszenie króla (Kamil Koziołek) i wicekróla (Adam Mering) polowania, a także oprawa muzyczna rogów myśliwskich podkreśliły przywiązanie uczestników do polskiej tradycji łowieckiej.